KONKURS #ŚWIĘTA Z DESIGNEM

Specjalnie dla czytelników naszego blogu przygotowaliśmy wyjątkowy bożonarodzeniowy konkurs! Zapraszamy do wzięcia udziału w przedświątecznej zabawie, w której możecie wygrać piękne i praktyczne upominki designerskich marek. Każdy znajdzie coś dla siebie, ponieważ w naszym konkursie nagrody wybieracie sami!

Zwycięzca otrzyma nagrodę główną (jedną z zaprezentowanych poniżej), natomiast dodatkowo trzy wyróżnione osoby dostaną świąteczne upominki (Aniołki Rosenthal).

Miniatury_prezenty

Zasady są proste. W komentarzu pod tym postem zostawcie krótki opis związany ze Świętami:
„Wymarzony prezent gwiazdowy Twojego dzieciństwa – ten, o którym marzyłeś lub ten najpiękniejszy, który otrzymałeś”.

Nie zapomnijcie opublikować postu o konkursie na swoim koncie na Facebooku i zaprosić znajomych do wspólnej zabawy.

aniołek

Zachęcamy także do wzięcia udziału w pozostałych konkursach w ramach
#Święta z designem. Znajdziecie je tu:

www.inkpink.pl

www.myloveshabby.blogspot.com

www.ewaiwnetrze.pl

Pamiętajcie, że łącznie macie aż cztery szanse (na każdym blogu można dodać jeden wpis i otrzymać nagrodę).

Wyniki poznacie już w środę, 17 grudnia 2014 na Rosenthalblog.com.

Czekamy niecierpliwie na Wasze odpowiedzi!

Regulamin konkursu

UWAGA! WYNIKI KONKURSU #ŚWIĘTA Z DESIGNEM

Dziękujemy wszystkim uczestnikom konkursu za wspólną zabawę! Otrzymaliśmy mnóstwo ciekawych i inspirujących komentarzy, z których wybranie tych zwycięskich było bardzo trudne. Poniżej publikujemy listę Autorów nagrodzonych wpisów, których zapraszamy do kontaktu w celu ustalenia odbioru nagród: kontakt@rosenthal.pl.

Rosenthalblog.com

„Wymarzony prezent gwiazdowy Twojego dzieciństwa – ten, o którym marzyłeś lub ten najpiękniejszy, który otrzymałeś”

ZWYCIĘZCA:

Pani Ola B.

„Kiedy byłam mała Tata kupował mi gazetę „Ja, Ty i My” i tam razem przeczytaliśmy o Świętym Mikołaju, który mieszka na kole podbiegunowym. Spytałam Taty, czy mogę do niego wysłać list z życzeniami, co bym chciała dostać pod choinkę. Napisałam list z pomocą Rodziców i razem z Tatą poszliśmy na pocztę i razem wrzuciliśmy go do skrzynki.
Po kilku tygodniach zupełnie zapomniałam o liście do Świętego Mikołaja, coś tak czułam że to nie do końca prawda, bo jak jeden Mikołaj może pamiętać jednocześnie o mnie i moich kuzynkach zagranicą… Pod choinką oczywiście nie znalazłam wymarzonych prezentów, więc byłam trochę rozczarowana (w końcu mu napisałam co chciałam).
Jakie było moje zdumienie, gdy po roku otrzymałam 2 (dwa!) listy od Świętego MIkołaja! Oba zaadresowane do mnie, jeden po angielsku, a drugi po niemiecku. Okazało się, że rok wcześniej za późno do niego napisałam i nie zdążył mi odpisać! Napisał, co u niego słychać, o elfach pakujących paczki, refinferach trenujacych przed gwiazdką… Napisał też, że jest wiecej potrzebujących dzieci, które nie mają podstawowych rzeczy do zabawy, więc najpierw one dostaną prezenty, ale żebym sie nie martwiła, bo o mnie też pamięta! Nosiłam te dwa listy ze sobą chyba z miesiąc, jak najważniejsze skarby. Trzymałam je potem jeszcze wiele lat, najpierw wierząc w istnienie Świętego Mikołaja, a potem trzymając je jako pamiatkę. Po kilku latach potrafiłam już sama przeczytać co napisał i nawet zrozumieć to w obcych językach.
To był jeden z najlepszych prezentów, jakie dostałam! Nie byl wymarzony, ale bardzo mnie ucieszył i na kilka lat podtrzymał wiarę w Świetego Mikołaja i jego prezenty, a dla kilkulatki to miało ogromne znaczenie.
Wesołych Świąt! Ho ho ho!”

WYRÓŻNIENIA:

1. Aga

„Kiedy miałam 6 lat mieszkaliśmy na wsi, w domu oddalonym od pozostałych zabudowań mieszkalnych. 24 grudnia, pod wieczór, wypatrywałam pierwszej gwiazdki i prosiłam w duchu Świętego Mikołaja o pieska (chociaż wiedziałam, że mama nigdy się na to nie zgodzi). Co jakiś czas spoglądałam na dodatkowy talerz stojący na wigilijnym stole i zastanawiałam się, czy ktoś będzie jadł z niego tej nocy. Wśród wielu smakołyków w spiżarni, na starym poniemieckim talerzu, pięknie prezentowała się niedawno upieczona szynka, i czekała na pierwszy dzień świąt. A ja czekałam na Mikołaja, i pierwszy kęs tego rarytasu, wystanego w kolejce przez mamę. Nagle usłyszałam ciche chrobotanie dobiegające z holu domu. Mikołaj !!! Skoczyłam na równe nogi i tak jak stałam wybiegłam na podwórko. Oniemiałam! Pod drzwiami siedział piesek, szczeniaczek, brudny i wychudzony. Zupełnie niepodobny do tego z moich marzeń. Zaopiekowaliśmy się nim, a mama powiedziała, że poszukamy mu domu. A psiaczek … wylizał wigilijny talerz do czysta. W pierwszy dzień świąt, nad ranem, odkroiłam koślawo plaster szynki i zgodnie zjedliśmy z wigilijnym przybłędą. Wiedziała psina co dobre! Dni mijały a chętnych na właścicieli brzydactwa nie było, on zaś robił wszystko, żeby pozyskać Panią domu. W końcu zapadła decyzja: Reks zostaje! I choć minęło prawie 35 lat od tego zdarzenia, ciągle pamiętam swoją radość i szczęście. A moja córka uwielbia opowieści o Reksiu. Teraz mamy Bolka – podobnie jak my, on również uwielbia świąteczną wyżerkę.”

2. anjja

„Zawsze najbardziej cieszą rzeczy, których się nie spodziewamy. Takim prezentem-niespodzianką były wykonane własnoręcznie -jak się później okazało- przez moją mamę wełniane czerwone rękawiczki z pięknie zrobioną głową kotka. Rękawiczki od razu przypadły mi do gustu, tym bardziej, że kot miał oryginalne „zielone” oczy wykonane z guzików. Przez długi okres nurtowało mnie pytanie: skąd Mikołaj miał takie same guziki jakie ma tato przy wojskowej koszuli. Teraz chyba się domyślam 🙂 Wszystkim życzę prezentów, które pozostają w pamięci na wiele, wiele lat :)”

3. mikusia89

„Z racji że jestem już trochę starszym rocznikiem, za moich czasów nie było aż tylu pięknych zabawek, do tego tak łatwo dostępnych, więc maluch cieszył się z czegokolwiek. Zabawka która najbardziej utkwiła mi w pamięci to plastikowy różowy młotek! Dostałam go w komplecie z innymi narzędziami; nie sądzę żeby ten kto wybierał mi zabawkę , przywiązywał do wagi jej edukacji, czy innych aspektów szczególną wagę; po prostu jeśli coś było nowe i kolorowe to dziecko i tak się z tego cieszyło. Wracając do młotka, byłam przeszczęśliwa z jego posiadania. mój tata był stolarzem, a ja uwielbiałam spędzać z nim czas w warsztacie i udawać że pomagam; teraz miałam czym przybijać deski (oczywiście na niby) ; tata był dla mnie w końcu autorytetem i mimo że byłam dziewczynką , zawsze chciałam być taka jak on. Nie rozstawałam się z nim na krok, a rodzice zaczęli mówić że jak dorosnę to chyba odziedziczę interes 😀 To zabawka która na zawsze zostanie w mojej pamięci , mały różowy plastikowy młoteczek. Jak to mówią , mała rzecz a cieszy 🙂 zresztą może dzięki tej zabawce i chwilach spędzonych na przybijaniu desek odnalazłam swoją pasje i zostałam architektem , kto wie :D”

Inkpink.pl

„Czym dla Ciebie jest magia Świąt?”

ZWYCIĘZCA:

Pani Klaudia M.

„Magia Świąt przychodzi razem z tym Maleńkim Dzieciątkiem. Już od początku grudnia, jak mgiełka, unosi się w powietrzu, otula wszystkich ludzi. Zmienia nasze myślenie, stajemy się bardziej życzliwi, zwalniamy tempo, myślami krążymy wokół najbliższych, chcąc zaskoczyć ich niespodziewanym prezentem. W eterze zaczynają panować świąteczne melodie, w witrynach sklepowych zapalają się kolorowe światełka. W końcu i do każdego z domów magia przenika, dekorujemy każdy kącik świątecznymi ozdóbkami, aż w końcu przyozdabiamy choinkę. To przy niej w tym najważniejszym dniu gromadzimy się z najbliższymi, łamiemy się opłatkiem, składamy sobie życzenia, wymieniamy prezentami, śpiewamy kolędy. To tu cała Magia Świąt się kumuluje.”

WYRÓŻNIENIA:

1. Jola

„Magia świąt ….to czas kiedy w pewnym momencie pojawiała się w domu choinka, czyli drzewko. Koniecznie wysoka, sięgająca sufitu, koniecznie jodełka, bo świerk szybko się starzał, sypiąc igliwiem, a jodełka trwała do Trzech Króli, nawet do Gromnicznej, coraz bardziej wysuszona, coraz mniej wonna, coraz mniej strojna, bo znikały z niej cukierki – specjalne, choinkowe, czerwone i żółte od celofanu, srebrne od cynfolii. To czas kiedy przyrządzaliśmy karpia z piekarnika, ponieważ na Wigilię nie jedliśmy karpia smażonego, nie jedliśmy karpia w galarecie, ale przyrządzonego w osobliwy sposób, zgodnie z kulinarną tradycją obowiązującą w rodzinie Mamy. Pokrojony na dzwonka, posolony i z lekka oproszony pieprzem, wędrował karp do piekarnika, ale nie sam. Każdy kawałek przykrywała biała pierzynka gęstej, kwaśnej śmietany i drobno utartego chrzanu. Pachniało to niebywale! Kwaskowato, chrzanowo i rybnie jednocześnie. A jak smakowało z cienkimi kromkami chałki! Też niebywale… Ten czas przygotowań stanowił akord do prawdziwej wigilijnej symfonii , magii Świąt”

2. Haske

„…magia świąt według faceta: Przed świętami: umyj okna, panele, pokrój to i owo, wyprowadź psa, jedź ze mną na zakupy, przywieź choinkę, rozwałkuj ciasto, kup prezenty, a na końcu sie dowiesz że nic nie robisz. 24 jest magia, wszyscy szczęśliwi a ja …..”

3. h.zlota@op.pl

„Magia Świąt to coś, co się czuje, ale niekoniecznie da się to opisać. Co roku zaczynam ja dostrzegać na poczatku grudnia, gdy z kolejnymi rocznikami moich uczniów poznaję „Opowieść wigilijną” K. Dickensa. Potem są piosenki w radio i w sklepach, zapach pieczonych pierników i coraz mniej miejsca w lodówce, bo pojawiają się tam kolejne przysmaki. Na końcu zjawia się choinka, której zapach i migoczące lampki sprawiają, że czuję, że to już tuż, tuż… I apogeum – rodzinna Wigilia, życzenia, śmiech a czasm łzy, bo kogoś, kto zawsze siedział z nami przy stole, już nie ma. Czy o czymś zapomniałam? Na pewno tak, ale przecież magii Świąt nie da się zamknąć w słowach.”

My love Shabby

„Jak pachną Twoje Święta?”

ZWYCIĘZCA:

Pani Asia K.

„Moje święta pełne są wspomnień. Wspomnień o zapachach i smakach. Wspomnień o pierogach mojej Mamy. Ale nie takich zwykłych. O nadzwyczajnych pierogach z farszem ze słodkiej kapusty… Jedliśmy je tylko na Święta. Pierogi pojawiały się na naszym stole w Wigilię, ale rządziły w pierwsze i drugie Święto. Takie odsmażone… Jak ja żałuję, że byłam młoda i głupia i nie uczyłam się od Mamy wtedy gdy mogłam. Teraz to wiem, ale wtedy jako studentka nie wyobrażałam sobie, że Rodzice tak szybko odejdą… I że nie zdążymy zrobić razem tylu rzeczy… I tęsknię już naście lat za takimi pierogami – nigdzie nie mogłam znaleźć takiego przepisu, próbowałam na podstawie jakiś znalezionych w sieci, ale to nie było to…
To też wspomnienie o serniku… Pysznym, wilgotnym puszystym serniku (robionym z ziemniakami), którego Mama piekła kilka blach dla nas i znajomych.
I zupie rybnej…
Nie wiem dlaczego, ale mimo, że bardzo się staram i tak nie potrafię powtórzyć w swoich kulinarnych zmaganiach takiego samego smaku jak ten który zapamiętałam… A może to czas tak na mnie wpływa, że wydaje mi się, że coś smakowało lepiej, głębiej?
Bo wiadomo, że najlepszy smak Świąt to ten z dzieciństwa, ten od Mamy…
Wiec tęsknię za tymi wspomnieniami i smakami.
Teraz tworzymy własne świąteczne smaki i zapachy dla naszych dzieci. Nasze święta pachną choinką, kapustą z grzybami, sosem grzybowym, rybą… Są inne niż te, które pamiętam z dzieciństwa. Ale dla nas ważne. I mam nadzieję, że nasze dzieci też będą je kiedyś wspominać z uśmiechem.”

WYRÓŻNIENIA:

1. Benia besia

„Zapach Świąt w naszym domu tworzą aromaty świątecznych potraw, zapach zielonej choinki i korzenne nuty pierników…święta to najbardziej aromatyczny czas w roku, bo kojarzą się one niewątpliwie
z daleka przywożonymi cytrusami,
aromatycznymi przyprawami,
suszonymi na kompot owocami,
pysznymi ciastami,
w galarecie karpiami…
jest jeszcze jeden zapach wyśmienity,
na nowo przeze mnie odkryty,
przed długie lata nie lubiany,
choć tak ze świętami utożsamiany.
To barszczu czerwonego zapach wyśmienity,
który z uszkami tworzy duet znakomity.
To on jest jak świąteczna ambrozja,
a jego smak i zapach pozna,
ten kto jego smaku zasmakuje,
w głębokiej toni uszek wypatruje.
Ten aromat co zmysły zniewala i kusi,
energii dodaje, barszczyk na Święta być musi!”

2. Nulek

„Zapach Świąt dla mnie to zapach słony
potu, co spływa niczym zasłony
na oczy prosto tuż przed Świętami,
kiedy ja trudnię się wypiekami,
zdobię pierniki lukrem i wzorkiem,
dla karpia wannę zatykam korkiem,
walczę z uszkami, koloryzuję
barszczyk rumieńcem, pieróg formuję,
makowiec zwijam, porządki robię,
choinkę pięknie bombkami zdobię,
wymyślam wystrój stołu, pokoju,
sernik pudruję w kuchennym znoju,
gdy mieszam kutię, smażę filety,
prezent pakuję (ciężki, o rety!),
a wszystko po to, aby na Święta
o tej robocie już… nie pamiętać! ;)”

3. Pani Agnes Cz.

„Zapach Świąt… To zapach dzieciństwa, ponieważ powracam wtedy mentalnie i fizycznie z wielkiego miasta do kraju lat dziecinnych, do mojej mazowieckiej wioski.
W Wigilię budzę się w pachnącej, świeżo wykrochmalonej pościeli. Otwieram okno, wpada świeży powiew wiejskiego powietrza, który porusza firanki pachnące świeżym praniem. Poranek to też zapach kawy i choinki, którą tradycyjnie co roku przywozi z zaprzyjaźnionej szkółki mój Tata. A potem… zapach krów. Pomagam rodzicom w wieczornym udoju wspaniałych (aczkolwiek niekoniecznie pięknie pachnących) krów rasy holsztyńsko – fryzyjskiej, żebyśmy wszyscy szybko mogli zasiąść do wieczerzy wigilijnej. Jeszcze kończąc udój biorę garść pachnącego sianka, żeby włożyć pod obrus. A potem to już przeważają zapachy kulinarne, wymieszane ze sobą tworzą istną ucztę dla zmysłów ciała wygłodniałego całodziennym postem – smażony karp, kapusta wigilijna, czerwony barszczyk, mandarynki, pierniczki… cudowna mieszanka. Ja też pachnę, już nie krowami, ale po szybkim prysznicu – moimi ulubionymi perfumami: Miracle Lancome’a… W końcu Boże Narodzenie to prawdziwy Cud.
Aha, jeszcze jedno: rok temu Święta pachniały mi wszechobecnym imbirem, bo tylko on pomagał mi na męczącą zgagę ciążową. Podejrzewam, że w tym roku Święta będą mi pachnieć troszkę pieluszkami i ugotowaną marchewką mojego Brzdąca…”

Ewa i wnętrze

„Kiedy nadchodzi Boże Narodzenie, mój dom…”

ZWYCIĘZCA:

Pani Maria Curyło

„Kiedy nadchodzi Boże Narodzenie, mój dom…porzuca codzienne odcienie szarości, a zaprasza w swoje wnętrze kolor, światło i… magię! Dzięki oświetlonej choince tańczą na ścianach, niczym u Degasa, barwne „baletnice”. Dzięki poprószonym lekko sztucznym śniegiem stroikom ze świeżych, zielonych gałązek, mam w swoich czterech kątach las. Niczym z „Pejzażu zimowego” Caspara D. Friedricha.Dzięki zapachom dobiegającym z kuchni, czuję się zaproszona na ucztę. Wykwintną, jak u Babette. Kiedy nadchodzi Boże Narodzenie, mój dom…dzięki gwarom rozmów, dźwiękom sztućców, przekomarzaniu się, gdzie powiesić którą bombkę, a gdzie wieniec, staje się ostoją dla wszystkich domowników i niespodziewanych gości. Jest klimat, atmosfera, ciepło kominka, blask świec. W tle zaś słychać „Jingle bells”… i już można wypatrywać pierwszej gwiazdki, dzielić się opłatkiem, szykować na pasterkę, świętować! (Wiem. Jest tak pięknie, tak radośnie, bo nad naszym domem czuwa dobry Duch Bożego Narodzenia.)”

WYRÓŻNIENIA:

1. Pani Grażyna Pfeiffer

„Kiedy nadchodzi Boże Narodzenie mój dom zamienia się w ciepłe,
przytulne i lśniące Gniazdo Sroki .

Już, już tłumaczę:)

Sroka jest ptakiem, który należy do rodziny krukowatych i bardzo lubi
błyskotki, błyszczące dodatki, kocha naturę, jest towarzyska i
ciekawska…

Jej czarne pióra połyskują w słońcu zielenią, purpurą i granatem.
To niebywała elegantka

Brzmi znajomo…Czyżby to ja?

Hmm oj tak…

Mój wyostrzony ptasi wzrok od razu przyciągają wszelkie
świecidełka, kolorowe bombki, kokardki, którymi ozdabiam swój dom.

Lampioniki, wianuszki, bałwanki, aniołki zawsze znajdują miejsce w
moim salonie. W tym roku prym wiodą czerwone dodatki. W końcu sroka to
drapieżnik;)

Znane są sroki arabskie, zielonawe, chińskie, tybetańskie, ale ja
jestem tą zwyczajną. Zwyczajną kobietą, która uwielbia
świąteczną atmosferę:))))

Pozdrawiam i „frunę” przepraszam biegnę przygotowywać kolejne
świąteczne dekoracje:)
”

2. Pani Joanna Wójcicka

„…najpierw pachnie pastą do podłogi. Zaczyna się od porządków w domu
i w głowie. Wszak wiadomo, że jedno z drugim idzie w parze. Powoli
krok za krokiem.

Potem przychodzi czas na świąteczne przysmaki. W domu trwa kuchenna
krzątanina. Pachnie świątecznym bigosem, makiem ucieranym do makowca,
ciepłymi pierniczkami i słodkim kompotem z suszu.

Aż wreszcie przychodzi czas na zapach igliwia. Choinki ustawianej w
domu, ozdabianej światełkami i bombkami z historią.

Nadchodzi czas wigilijnej wieczerzy i wtedy już cały dom to symfonia
smaków i zapachów. Najintensywniejszy zapach to zapach cudów tej
jednej niepowtarzalnej nocy.”

3. Pani Anna Lorens

„…mieni się odcieniami miedzią i ciepłymi odcieniami brązu, -bogactwem faktur i deseni. Nie może też zabraknąć renifera z świątecznej kolekcji Alessi i Anny G w czerwonej, – specjalnej na tę okazję sukience ;-)”

Jeszcze raz dziękujemy i życzymy radosnych Świąt! Bądźcie z nami, zapraszamy do subskrypcji Rosenthalblog!

60 Comments on “KONKURS #ŚWIĘTA Z DESIGNEM

  1. Taki wymarzony i najbardziej zapamiętany prezent gwiazdkowy z dzieciństwa to piesek rasy pinczer karłowaty – który otrzymał na imię Kubuś… Do tej pory mam przed oczami to nieporadne, przestraszone stworzenie z czerwoną aksamitką na szyi, patrzące dookoła pełnymi nadziei oczkami … Serducho biło mi mocniej, ręce drżały ale po chwili wiedzieliśmy już oboje że los, i dla niego i dla mnie, był bardzo szczodry. Oczywiście byłem przeogromnie wdzięczny rodzicom że wysłali mój list do Św.Mikołaja 😉 . Znaliśmy się lepiej niż ktokolwiek, a On znał wszystkie moje sekrety i młodzieńcze tajemnice. Towarzyszył mi tak długo jak psina tylko może … odszedł po 14 latach. I z okazji tego bajkowego czasu, obdarowywania się i spełniania marzeń – życzę każdemu takiego małego przyjaciela który kocha miłością bezwarunkową . Pozdrawiam Marek z Torunia.

  2. Kiedy miałam 6 lat mieszkaliśmy na wsi, w domu oddalonym od pozostałych zabudowań mieszkalnych. 24 grudnia, pod wieczór, wypatrywałam pierwszej gwiazdki i prosiłam w duchu Świętego Mikołaja o pieska (chociaż wiedziałam, że mama nigdy się na to nie zgodzi). Co jakiś czas spoglądałam na dodatkowy talerz stojący na wigilijnym stole i zastanawiałam się, czy ktoś będzie jadł z niego tej nocy. Wśród wielu smakołyków w spiżarni, na starym poniemieckim talerzu, pięknie prezentowała się niedawno upieczona szynka, i czekała na pierwszy dzień świąt. A ja czekałam na Mikołaja, i pierwszy kęs tego rarytasu, wystanego w kolejce przez mamę.

    Nagle usłyszałam ciche chrobotanie dobiegające z holu domu. Mikołaj !!!

    Skoczyłam na równe nogi i tak jak stałam wybiegłam na podwórko. Oniemiałam! Pod drzwiami siedział piesek, szczeniaczek, brudny i wychudzony. Zupełnie niepodobny do tego z moich marzeń. Zaopiekowaliśmy się nim, a mama powiedziała, że poszukamy mu domu. A psiaczek … wylizał wigilijny talerz do czysta.

    W pierwszy dzień świąt, nad ranem, odkroiłam koślawo plaster szynki,

    i zgodnie zjedliśmy z wigilijnym przybłędą. Wiedziała psina co dobre !

    Dni mijały a chętnych na właścicieli brzydactwa nie było, on zaś robił wszystko, żeby pozyskać Panią domu.

    W końcu zapadła decyzja: Reks zostaje!

    I choć minęło prawie 35 lat od tego zdarzenia, ciągle pamiętam swoją radość i szczęście. A moja córka uwielbia opowieści o Reksiu. Teraz mamy Bolka – podobnie jak my, on również uwielbia świąteczną wyżerkę.

    • Nie tylko Pani córka uwielbia tę opowieść – nam też się podoba! Dziękujemy, że zechciała Pani podzielić się z nami tym wspomnieniem.

  3. Urodziłam się w święta 🙂 25 grudnia godz,6’40 moim wymarzonym prezentem i radością co roku jest moja Mama.To właśnie dzięki niej dziś jestem.To dzięki niej jestem kim jestem.To dzięki jej miłości,poświeceniu i wychowaniu zaznałam wiele dobrego w życiu i dlatego co roku mam wyjątkowe święta.To dzięki niej dziś sama jestem matką.To dzięki niej święta już na zawsze będą dla mnie magiczne.
    Pozdrawiam świątecznie.

  4. Marzenia …..Mam marzenia i ono nie bałem sie spełni będę panna młoda .prezenty niczego nie oczekuje i tak jestem szczęśliwa ,a spełnienie marzeń lista prezentów ślubnych a na liście serwis zimowy wiosenny letni jesienny i znowu zimowy biel czysta i nie skazitelna BIAŁA MARIA .prosze niech każdy gość kupi mi choć mały talerzyk a spełni marzenie a moze Mikołaj moze facet z biała brodom dołoży jeszcze kubeczek i zimowy wieczór już można uważać za udany czekolada i biel BIAŁEJ marzenia sie spełniają .

    • Zyczymy Pani spełnienia marzeń i to nie tylko tego związanego z Białą Marią! Zyczymy szczęścia i wszelkiej pomyślności!

  5. Wszystko, co otrzymywałam w dzieciństwie na Gwiazdkę, spełniało moje oczekiwania. W sklepach były wtedy pustki, więc do dziś nie wiem, gdzie mama wyszukiwała te cudeńka. Krótko przed Świętami ginęły nasze lalki, by zjawić się pod choinką w nowych, uszytych przez mamę sukienkach. Kiedy znajdowała czas, by je przygotować? Przecież musiała sprzatać, gotować, piec… Nie wiem, z pewnością zarywała noce. Radośc moja i siostry była zawsze ogromna.
    Inną bożonarodzeniową niespodzianką były słodycze. Kiedys dostałyśmy z siostrą czekoladki, były to figurki z baśni o „Śpiącej któlewnie”. Zabawa trwała do późnej nocy. Idąc spać, płożyłyśmy je na kaflowym piecu. Domyslacie się, co odnalazłyśmy następnego dnia? Płynną czekoladę. Były łzy i rozczarowanie, którego smak czuję do dziś.
    Kiedyś Boże Narodzenie miało niesamowity urok…

    • Dziś już Pani wie, że łzy i rozczarowanie były niepotrzebne? Najważniejsze jest przecież oczekiwanie… Ale przy okazji życzymy, aby łez i rozczarowań było w Pani życiu było jak najmniej!

  6. Magia Świąt to spotkania z bliskim w towarzystwie królującej na stole Białej Marii i niesfornej szopki Alessi. To także unosząca się woń Berger Blossom Flower oraz prezenty, najczęściej malutkie grające aniołki…

    • Oj, czujemy bliski związek, Biała Maria i Alessi, lampa zapachowa…Mam nadzieję, że aniołki są z porcelany Rosenthal?

  7. Moim wymarzonym prezentem na gwiazdkę było spotkanie moich bajkowych bohaterów, głownie tych z bajek Disneya: Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków, myszki Miki, psa Pluto itd., niestety w tamtych czasach było to mało realne, ale teraz może to się spełni, teraz swoje marzenie z gwiazdkowe może zrealizuje razem z moim ukochanym synkiem i razem wybierzemy się do krainy Disneya

    • Zyczymy udanej podróży do krainy marzeń, gdziekolwiek ona jest! i wcale nie musi to być kraina Disneya, ze swoim synkiem może być Pani szczęśliwa wszędzie…

  8. Hmm…marzenia miałam co roku 🙂 Kiedy zbliżała się gwiazdka ☺Zawsze chciałam jakąś lalkę…wózek. Cieszyły jak najbardziej słodycze- których brakowało w owych czasach, Tak jak i owoców.
    Lecz zapamiętałam jeden prezent! Miś. Mój najukochańszy Miś ☺Był szary z fioletowym łapkami. Bardzo twardy.W niczym to nie przeszkadzało bo był to tylko mój ☺Kochałam go bardzo.Towarzyszył mi przez całe dzieciństwo. W tych dobrych i gorszych chwilach.

    • Mamy nadzieję, że ma go Pani nadal?!? niechby nawet był stary i zniszczony… A jeśli nie, proszę o nim pamiętać i zachować go we wspomnieniach!

  9. Pamiętam atłasowego, czarnego konika z rudą grzywą i ogonem, który miał niebieskie siodło. Był piękny! Długo z nim spałam choć jego cztery nogi kłuły mnie w bok:) Dostałam go od mamy i żaden inny pluszak nigdy go nie zastąpił. Dziś po lekkiej renowacji jest najlepszym przyjacielem mojej córki:) Dziś również koń byłby dla mnie najlepszym prezentem. Byłabym gotowa sie dla niego przeprowadzić na wieś:)

    • Koń może być wielkim przyjacielem człowieka, na pewno warto dla niego przenieść się na wieś. Powodzenia w realizacji marzeń!

  10. Największym gwiazdkowym prezentem mojego dzieciństwa był dom przepełniony miłością , bezpieczeństwem …..gdzie pachniało już prawdziwie bożonarodzeniowo, chociaż jeszcze nie nadeszła Wigilia. Cały dom , kuchnię i resztę wypełniał wspaniały zapach – zapowiedź prawdziwych świątecznych rozkoszy podniebienia. Cóż chcieć więcej… Dom , w którym pojawiały się ukryte pod białą serwetką, białe opłatki. Nie kupowało się ich w sklepie z dewocjonaliami, pojawiały się w domu na początku, w połowie grudnia i czekały w kredensie, na honorowym miejscu, na swój dzień – Wigilię. To najbardziej upragniony ze wszystkich prezent …..dom pełen zapachowej wigilijnej symfonii i magii Świąt .

  11. Jak trudno dziś dzieciom zrozumieć,co to znaczy nie jeść słodyczy przez miesiąc ,bo przydział kartkowy to było 100gr.Albo poczuć zapach pomarańczy(wtedy zielonych ..kubańskich) tylko z okazji świąt….Mieszkałam tylko z mamą,cała rodzina była daleko,a planowany wyjazd do cioci nie doszedł do skutku z powodu pamiętnego 13-go grudnia ’81…W szkole pani powiedziała ,że ma dla nas niespodziankę…Następnego dnia przyszedł Mikołaj i po chwili każdy uczeń z naszej szkoły trzymał w rękach dużą paczkę ze słodyczami,zabawką i …listem od dziecka mieszkającego w dalekiej Moskwie.Tyle pysznych słodyczy na oczy nie widziałam(trzeba przyznać że jakością nie ustępowały dzisiejszym belgijskim czekoladkom),zabawka była chyba używana,ale Katia napisała,że to jej ulubiony miś którym chce się podzielić,dlatego bardzo się z niego ucieszyłam.Najwięcej radości sprawiło mi jednak to,że mogę korespondować z dziewczynką mieszkającą za granicą,wiele kilometrów od Polski.Choć korespondencja ustała za jakiś czas to pozostało przeświadczenie ,że tamten Mikołaj przyniósł mi małą gwiazdkę z nieba…coś o czym tak bardzo marzyłam.

  12. Ta opowieść potwierdza, że nigdy nie wiadomo, skąd przyjdą dobre wiadomości i kto sprawi nam niespodziankę. serdecznie pozdrawiamy.

  13. lata 80 i 90te, a ja marzę o domku dla lalek, a tu albo nie ma albo bardzo drogie… na szczęście miałam i mam zdolnego tatę i razem z nim, robiłam domek z kartonu i ozdabiałam kolorowymi papierami i szmatkami… teraz to docenia się takie ręczne zabawki…:)

  14. Moje dzieciństwo – podobnie jak wielu czytelników blogu – przypadło na lata PRL-u. Marzeniem każdego dziecka (a może mnie się tak wtedy wydawało) były zabawki ze Związku Radzieckiego: śliczne lale, samochody, czołgi, traktory i nakręcane cuda. Gwiazdor (a może Мороз Красный Нос) przyniósł mi niebieskiego misia z żółtą piłeczką. Nakręcało się go kluczykiem, a wtedy obracał się wkoło i wydawał charakterystyczny dźwięk mechanizmu. Ależ to było cudo i ile dawało mi radości! Bawiłem się po Wigilii, a rano w dzień Bożego Narodzenia wstałem skoro świt i znów go nakręcałem. Wyobrażałem sobie, że zaraz wyrzuci w górę cytrynową piłeczkę i to dopiero będzie wyczyn. Skończyło się na burze od taty, który skrzyczał mnie, że hałasuję i on nie może się wyspać nawet w Święta. Wtedy nie mogłem pojąć, jak można leżeć w łóżku, zamiast bawić się tak fantastyczną zabawką. Zrozumiałem po latach, gdy moje dziecko o szóstej rano waliło w tamburyn, cymbałki czy bębenek.

  15. Święta z dzieciństwa kojarzą mi się z wielkim oczekiwaniem, Mikołajem wchodzącym przez otwarty lufcik w oknie i Babcią, która pieczołowicie przygotowywała świąteczne przysmaki. Ale prezent pamiętam jeden wymarzony: wrotki. Po rozpakowaniu paczki, wrotki szybko znalazły się na moich nogach i nie chciałam ich zdjąć. Babcia musiała mi obiecać, że będę mogła w nich spać. I tak się stało, dziecko 7 letnie spało w łóżku we wrotkach do rana.

  16. moja mama sama wychowywała mnie, jedynaczkę, której starała się zapewnić wszystko co najlepsze i nie odczuć poczucia braku niczego mimo, że łatwo nie miała. zapomniała tylko trochę o ważnym dla dziecka aspekcie – bliskości i przytulaniu…mój dziadek wyjechał do anglii jeszcze przed tym nim się urodziłam i wciąż tam żyje. to od niego głównie dostawałam niesamowite prezenty, o których mi się nie śniło. zabawki, które tu dopiero były po jakimś czasie sprowadzane. pamiętam do dziś, jak pod choinką znalazłam czerwony pojemnik, w którym były klocki lego, o których mało kto jeszcze wtedy wiedział. było to co najmniej jak jakieś odkrycie. organki marki casio, furby, tamagotchi i wiele, wiele innych rzeczy, które dziadek przesyłał to były cacka, dzięki którym poznawałam coś jako nieliczna i jedna z pierwszych tu wśród rówieśników. pamiętam również znajomego mamy, który obdarowywał mnie lalkami barbie. szczególnie do dziś przed oczami widzę lalkę-syrenkę ze zmieniającymi kolor włosami w zależności od temperatury wody. to była jedna z moich ulubionych. jako dziecko, miałam ogromne szczęście otrzymywać niezwykłe prezenty, o jakich nawet wtedy nie myślałam. każdy był inny, wyjątkowy i najpiękniejszy i mimo, że wciąż marzę o takim dużym, ponad metrowym, pluszowym misiem – nie narzekam. brakuje mi go wciąż, a zarazem cieszę się za każdym razem, kiedy idę do centrum handlowego i zaczynam podróż między półkami sklepowymi – od działu dla dzieci. idę tam, podchodzę do koszyka z pluszowymi maskotkami i zawsze przytulam misie. sprawia mi to ogromną radość. wierzę, że kiedyś spełni się moje marzenie i jeden z nich spotka się ze mną i zostanie już na zawsze, a ja będę tulić go ponad wszystko…bo czułości brakuje mi najbardziej. prezenty są cudowną rzeczą, ale nic nie zastąpi ich kiedy nie ma bliskości, przytulania drugiej osoby i wzajemnej czułości. taki miś byłby tego namiastką, bo oprócz tego wymarzonym prezentem z dzieciństwa było właśnie przytulanie, którego wciąż mało było…

    https://www.facebook.com/photo.php?fbid=757565064337161&set=a.143111129115894.31950.100002510234704&type=1&theater

  17. Dawno, dawno temu, a właściwie nie tak bardzo dawno, miała miejsce pewna historia. Nie było to za 7 morzami, górami i lasami, ani na dworze króla, cesarza czy faraona. Historia ta miała miejsce w pewnym domu na Podkarpaciu. Jej bohaterkami były dwie rówieśnice 7 letnie dziewczynki, kuzynki i piękna, szmaciana, duża lalka. Zbliżały się długo wyczekiwane przez wszystkie dzieci „mikołajki”. Rodzice jednej z dziewczynek ciągle zajęci byli pracą, nie mieli czasu dla swojego dziecka. Dziewczynką zajmowały się coraz to nowe nianie i opiekunki. Dziewczynka miała masę zajęć po lekcjach-oczywiście w prywatnej najdroższej szkole. Lekcje tenisa, balet i lekcje hiszpańskiego pochłonęły ją bez reszty. Kiedy nadszedł czas odwiedzin Św. Mikołaja, Laura po wypisaniu długiej listy oczekiwanych prezentów mocno się rozczarowała. Natknęła się bowiem na prezent, który wprawił ją w zakłopotanie i dziwny grymas pojawił się na jej twarzy. Zaczęła płakać i tupać nogami, gdy z pudełka wyjrzała duża szmaciana lalka. Zrobiło się zamieszanie z powodu płaczu Laury, rodzice nie wiedzieli co się stało. Zmieszany Mikołaj pośpiesznie i prawie niezauważenie opuścił dom Laury. Miał przecież jeszcze wiele dzieci do odwiedzenia. -Mamo co to za lalka? Taka jakaś szmaciana i nie płacze, nie śpiewa i nie tańczy i nie mówi mojego imienia… Wśród najdroższych lalek barbie i innych była właśnie ta szmaciana lalka. Jednak rozpieszczona dziewczynka nie była ucieszona z prezentu. Gorzej- lalka od razu wylądowała w koszu. Smutny był los nietrafionych prezentów- zabawek w tym domu. Nad niedolą pięknej szmacianki ulitowała się mama dziewczynki i następnego dnia zaniosła ją do domu swojej siostry, która miała również 7 letnią córeczkę. Reakcja dziewczynki była odmiennie inna niż Laury. Uradowała się ogromnie i mimo, że u niej Mikołaj także pozostawił prezenty, to najpiękniejszym z nich była właśnie ta szmaciana, niechciana lalka. Dziewczynka stwierdziła, że jest wspaniała, miękka i taka piękna. Od tego dnia stała się jej najlepszą przyjaciółką. Mimo, że ta dziewczynka a właściwie kobieta ma już dużo więcej lat niż 7, to po dziś dzień ma tą szmacianą lalkę w domu i piękne wspomnienia z nią związane…

  18. Moim marzeniem od dziecięcych lat była podróż do Egiptu. Marzenie to spełniło się kilka lat temu, gdyż jako dziecko nie miałam możliwości udać się do kraju faraonów, ze względu na duże koszty. Taki piękny prezent gwiazdowy dostałam kilka dni przed Wigilią 4 lata temu. Nie mogłam uwierzyć, że moje marzenie z dziecięcych lat spełni się tak niespodziewanie. 19 grudnia odebrałam telefon, który odmienił moje życie o 360 stopni.
    A oto fragment rozmowy, którą pamiętam, jakby miała miejsce wczoraj.
    – „Dzień dobry, czy z panią Sylwią rozmawiam?”
    (JA)- „Tak, to ja”
    – „Miło mi oznajmić, że została pani laureatką naszego konkursu.
    W związku z czym otrzymuje pani nagrodę w postaci vouchera na zakup
    wycieczki do wybranego przez panią miejsca na świecie”.
    (JA)- „Krysiu wiem, że to ty, nie wkręcaj mnie. Nie udał Ci się ten żart”
    – „Proszę panią…Wiem, że ciężko w to uwierzyć ale to nie jest żart”

    Po chwili zrozumiałam, że to nie Krysia robi sobie żarty, lecz jest to
    prawdziwa informacja. Bez zastanowienia wybrałam wycieczkę do „kraju
    faraonów”, o której marzyłam od dziecięcych lat. Nie przypuszczałam, że moje wielkie marzenie spełni się tak niespodziewanie. Zawsze dużo czytałam i oglądałam filmy o Egipcie, a tu nagle ta świadomość, ze to wszystko ujrzę na własne oczy. Udając się na lotnisko, byłam tak podekscytowana, że prawie zapomniałam jak się nazywam.Gdy pierwszy raz postawiłam stopy na rozżarzonej w słońcu piaszczystej ziemi, poczułam, że jestem w bajce. Z każdym dniem poznawałam, coraz to nowe oblicza Egiptu. Bezkresne
    pustynie, wyprawa do wioski Beduinów, starożytne świątynie bogów, grobowce faraonów, piaszczyste plaże, niezwykłe rafy koralowe, lazurowe wody Morza Czerwonego, sympatyczne wielbłądy oraz tętniące życiem miasta ujęły moje serce. Poczułam się wówczas jakbym przeniosła latającym dywanem Aladyna do magicznej baśni. Do świata pełnego starożytnych bogactw i przepychu o jakim nikomu się nie śniło. Ogromne
    piramidy i strzegący je Sfinks spoglądający na mnie przy ostatnich promieniach zachodzącego słońca oraz nieziemski widok kairskiej nocy, która wyglądała niczym królewski płaszcz wysadzany migoczącymi diamentami.Każdego dnia przechadzałam się z bogiem słońca pod rękę. O poranku witałam z nim koralowe grzbiety fal Al-Bahr, zaś o zmroku żegnałam go w odległej świątyni Amona. Poczuć czar Gizy, Karnaku, Kairu czy
    Aleksandrii to tak, jak zajrzeć w oczy swojej historii. To właśnie w kraju moich marzeń, dotknęłam świata- stanęłam tam, gdzie pięć tysięcy lat temu rodziła się cywilizacja, poczułam ciepłe muśnięcie pustynnego powietrza i słodki smak świeżych migdałów. Byłam jak wiatr, który widział to co niewidzialne , słyszał to co wyszeptane.
    Te wyjątkowe wakacje miały jeszcze inny pozytywny wątek i najistotniejszy. Każdego wieczoru wychodziłam na balkon swojego pokoju. Widok z balkonu był na miasto, przez które przewijały się tysiące turystów oraz miejscowych. Pewnego razu upuściłam apaszkę, która spadła prosto w ręce czarującego mężczyzny. Popatrzył w górę swoimi
    czarnymi jak heban oczyma i prosił abym zeszła odebrać zgubę. Niepewnym
    krokiem opuściłam hotel i udałam się do nieznajomego, który czekał w tym samym miejscu. Tak zaczęła się nasza znajomość, a z biegiem czasu wielka miłość. Poznaliśmy się niczym Romeo i Julia. Mój „osobisty faraon” miał także okazję poznać moją ojczyznę. Po kilku latach znów w grudniu oboje wróciliśmy do Egiptu, aby jeszcze raz zwiedzić
    najpiękniejsze miejsca w „kraju faraonów”. Udaliśmy się do Gizy, gdzie znajdują się wielkie piramidy. To właśnie tam, miała miejsce niezwykła sytuacja. Obok olbrzymiej piramidy Cheopsa, podszedł do mnie pewien mężczyzna, który podał się za wróżbitę. Zaczął rozmawiać, lecz ja nie rozumiałam ani jednego słowa. Patrzyłam na mojego mężczyznę, lecz on ciągle milczał. Wróżbita wciąż kontynuował. W pewnej chwili mój
    faraon podskoczył do góry, uśmiechnięty przytulił mnie bardzo mocno i pocałował. Nie wiedząc co się dzieje, zaczęłam rozglądać się dookoła. W tym momencie wróżbita przyłożył dłoń do mojego brzucha. Mój mężczyzna wszystko mi wytłumaczył. Wróżbita przepowiedział, że za niecałe 8 miesięcy będę miała syna. Nie dowierzając jego słowom, zaczęłam się jedynie uśmiechać. Cała ta sytuacja nie pozwoliła mi spać w nocy. Następnego dnia udałam się do lekarza, aby być spokojniejsza. Okazało,się że wróżbita miał rację. Nawet po potwierdzeniu przez lekarza, że jestem w 1 miesiącu ciąży, nie
    wierzyłam w tą wiadomość. Ciągle zastanawiałam się, dlaczego ów
    wróżbita podszedł do mnie, jak znalazł mnie w takim tłumie turystów z
    całego świata.
    Tego prezentu gwiazdowego nie zapomnę do końca życia.

  19. Zawsze najbardziej cieszą rzeczy, których się nie spodziewamy. Takim prezentem-niespodzianką były wykonane własnoręcznie -jak się później okazało- przez moją mamę wełniane czerwone rękawiczki z pięknie zrobioną głową kotka. Rękawiczki od razu przypadły mi do gustu, tym bardziej, że kot miał oryginalne „zielone” oczy wykonane z guzików. Przez długi okres nurtowało mnie pytanie: skąd Mikołaj miał takie same guziki jakie ma tato przy wojskowej koszuli. Teraz chyba się domyślam 🙂 Wszystkim życzę prezentów, które pozostają w pamięci na wiele, wiele lat 🙂

  20. Dla mnie święta to czas magiczny. Wyjątkowe chwile z najbliższymi, wspólna kolacja oraz kolędowanie sprawiają, że człowiek nie może doczekać się świąt. Kiedy byłam mała zawsze pragnęłam, aby rodzice podarowali mi rodzeństwo i tylko to było moim największym marzeniem. Rodzice jednak mówili, że to nierealne bo już więcej dzieci nie będzie i robili mi duże prezenty, aby uspokoić moje prośby. Te zabawki mnie jednak nie cieszyły tak bardzo bo musiałam się nimi bawić sama i nie zastąpiły mi brata ani siostry. Podczas jednej z wigilii obiecałam sobie i swojej rodzinie, że ja będę miała dużą rodzinę i na pewno nie będzie w niej tylko jedno dziecko bo zrobię wszystko, aby było wesoło. Teraz mimo dość młodego wieku mam już 2 letnią córeczkę i spodziewamy się z mężem drugiego maleństwa, ale to jeszcze bardzo wczesna ciąża i nie chcemy zapeszać. JESTEŚMY SZCZĘŚLIWI MAMY SIEBIE WSPANIAŁĄ CÓRECZKĘ I JESZCZE „KTOSIA” KTÓRY SIEDZI U MNIE W BRZUSZKU. To najpiękniejsze co mogłam w życiu dostać to piękna rodzina.

  21. Mój wymarzony prezent z dzieciństwa, który zawsze pozostawał w sferze marzeń to piękny drewniany teatrzyk z czerwoną kurtyną i pacynkami. Od zawsze uwielbiałam wcielać się w różne role, zmieniać głos, raz być księżniczką, raz kotem w butach, babcią albo czerwonym kapturkiem:) Moim marzeniem było wystawienie prawdziwej sztuki teatralnej dla rodzinki i koleżanek z przedszkola. „Czerwonego kapturka” znałam na pamięć i męczyłam nim wszystkich dookoła. Dosłownie męczyłam;)))Pamiętam, że moja nadzieja na dostanie wyśnionego prezentu była zawsze ogromna, ale humor pogarszał się wraz z chwilą kiedy zobaczyłam na własne oczy rozmiar prezentu;) Zawsze był za mały, zawsze!!!I co tu dużo mówić czar prysł. Nigdy bym się nie spodziewała, że pewnego dnia moje marzenie z dzieciństwa się spełni. Studiowałam pedagogikę i los pchnął mnie do przedszkola:) Pierwszy dzień pracy, wchodzę do sali, a tam pod ścianą stoi piękny duży drewniany teatrzyk z czerwoną kurtyną:) I całe mnóstwo pacynek!!!Dzisiaj się śmieję, ale w końcu udało mi się wystawić „Czerwonego Kapturka” z prawdziwego zdarzenia. Grażyna

  22. Kiedy przeczytałam temat związany z wymarzonym prezentem gwiazdkowym mojego dzieciństwa na myśl przyszedł mi tylko jeden – klocki. Prezent, który w latach mojego dzieciństwa był faktycznie wymarzony. Zwłaszcza w przypadku tych słynnych klocków z których można było zbudować dosłownie wszystko o czym tylko pomyślałam. Moja pasja do budowania i tworzenia była najprawdopodobniej wynikiem rodzinnych tradycji, ponieważ babcia, tata, mama związani byli z budownictwem a sterty zwiniętych kalek z projektami, deska kreślarska, rapidografy robiły na mnie takie wrażenie, że także chociaż byłam mała chciałam „tworzyć” budowle tak jak Oni. Nie ważne, że to były budowle z klocków, ale dawały mi poczucie tworzenia czegoś niepowtarzalnego, oczywiście na miarę moich dziecięcych możliwości. Wydaje mi się, że ten prezent był początkiem czegoś wyjątkowego, ponieważ nadał mi w dużym stopniu cel jaki chciałam osiągnąć w życiu i zaszczepił pasję jaką jest architektura, sztuka i design.

  23. Otrzymałam w prezencie na Święta żywego kotka ryżyka.

  24. Rocznik `74, zatem moje dziecięce lata nie obfitowały w wymarzone prezenty które można by kupić w sklepach, a i ja nie pamiętam tych wymarzonych prezentów z dzieciństwa. Chociaż może… Chciałam mieć przyjaciela, z którym mogłabym godzinami rozmawiać. Dostawałam więc książki, które pomagały poznawać nowych ludzi i przeżywać z nimi fantastyczne przygody. Były zwierzęta, które kochałam wiele lat i z którymi przyjaźń była wielka. A teraz spełniam kolejne marzenie, choć wciąż brzmi tak samo jak w dzieciństwie. Marzę o przyjacielu. W tym roku czekam na Gwiazdkowy cud i przyjazd mojego Przyjaciela na co dzień mieszkającego poza granicami kraju. Pragnę wspólnie z Nim świętować i rozmawiać, godzinami snuć i słuchać opowieści… Wciąż czekam na swój wymarzony prezent. Zbliża się tuż tuż…

  25. „Wymarzony prezent gwiazdowy Twojego dzieciństwa – ten, o którym marzyłeś lub ten najpiękniejszy, który otrzymałeś”.
    Zawsze marzyłem o tym żeby w mojej rodzinie panował pokój. W dzieciństwie marzyłem ale nic nie mogłem zrobić. Teraz gdy trochę podrosłem, nadal tego pragnę ale sam od siebie dużo daję aby to się stało. Jeszcze sporo musi się stać, żeby udało się nad wszystkim zapanować. Ciesze się że są święta, chociaż raz w roku można porozmawiać bez nerwów i złożyć sobie życzenia. Czy to dobre, nie wiem. Ale nadzieją na zmianę sposobu życia a co najważniejsze pokój wtedy jest największa.

  26. Jako dzieci marzymy zazwyczaj o dwóch rzeczach: zwierzątku lub/i zabawkach. Moje dzieciństwo przypadło na początki kapitalizmu, kiedy do Polski zaczął powiewać „zachodni wiatr luksusu”. Święta stawały się kolorowsze, a zabawki „mega” plastikowe. Tak, w tamtych czasach, plastik był synonimem luksusu. A jednak w mojej dziecinnej główce narodziło się marzenie o porcelanowym serwisie kawowym dla mojej laleczki. Jakież zdziwienie zawitało na twarzach rodziców, gdy dumnie odczytałam swój krótki list do Św. Mikołaja. Skąd wziąć porcelanowy serwis, gdy wszędzie jest plastik. Marzenie się spełniło, z drżącymi rękoma i bijącym serduszkiem rozpakowywałam małe pudełko, w którym był miniaturowy porcelanowy serwis kawowy – biały z małą różą. Po latach, gdy zamieszkałam we własnym domu, moim marzeniem stało się posiadanie serwisu kawowego Maria. Znalazłam go pod choinką! Radość, drżące ręce i bijące serce były porównywalne, z tymi emocjami co w dzieciństwie 🙂 wróciły również wspomnienia, a zapytawszy rodziców skąd wzięli porcelanowy serwis, z tajemniczymi uśmiechami na ustach zgodnie odpowiedzieli: przecież Mikołaj spełnia marzenia 🙂 Moje spełnił podwójnie 🙂

  27. Mój wymarzony prezent który otrzymalam…Jak bylam mała i jeździłam do mojej babci która mieszkała praktycznie w środku lasu to święta były naprawdę magiczne.Nie dość,że śniegu po pas to jeszcze cisza lasu i zieleń sosen i choinek.Bardzo chciałam też tam mieszkać.Spełniło się.Po 17 latach przeprowadzilam się do chlopaka ktory tam niedaleko mieszkał i pobraliśmy się.Mieszkam niedaleko lasu w tym samym mieście co moja babcia.I to jest spelniony prezent.

  28. Mam nadzieję, że się nie spóźniłam z komentarzem.

    Jako dziecko nie mogłam narzekać na gwiazdkowe prezenty- rodzina rozpieszczała mnie co roku niezliczoną ilością pięknych zabawek oraz niemieckimi słodyczami (do dzisiaj nic nie może się z nimi równać!).
    Jak to jednak zwykle bywa, nie potrafiłam jako dziecko do końca docenić ich starań. Każdego roku męczyłam ich prośbą o kupnie „żywej zabawki”, czyli kota. Z dzisiejszej perspektywy cieszę się, że nie spełnili mojej prośby, gdyż oceniam, że byłam mało odpowiedzialnym dzieckiem. Rekompensowali zatem swoją asertywność zabawkami a ja odpakowując prezenty szybko zapominałam, że chodziło mi o zwierzaka niźli wystrojoną lalkę Barbie. Jak już podrosłam i sama uznałam, że chcę spełnić swoje życzenie świąteczne, to sprawiłam sobie kotkę- Irenę. 🙂
    (PS. Rodzice i tak twierdzą, że nie zajmuję się kotką należycie).

    A co do nagród- niezależnie od tego, kto wygra te piękne przedmioty muszę napisać, że odkąd zobaczyłam lampy zapachowe Lampe Berger Paris po raz pierwszy na Wroclove Design Festival, nie potrafię ich sobie wybić z głowy. Od tego czasu chodzą mi po głowie jak za dzieciństwa ten nieszczęsny kot ;). Pewnie historia zatoczy koło i kiedyś wpadniemy sobie w ramiona.

    Pozdrawiam i Wesołych Świąt! 🙂

    • Najlepszy prezent mojego dzieciństwa otrzymałam w 1999 roku. Miałam wówczas 6 lat i byłam przeokropnie nieszczęśliwa, ponieważ dokładnie 22 grudnia, w trakcie przedszkolnych Jasełek, zachorowałam na ospę wietrzną. Byłam wyłączona z przedświątecznych przygotowań, które bardzo lubiłam – robienia pierniczków, ubierania choinki, robienia specjalnych bilecików. I gdy zapowiadało się, że to będą naprawdę okropne, ospowate święta, pod choinką znalazłam ogromny, wymarzony domek dla lalek. Co to był za domek! Z zapalanymi światłami w kuchni, dzwoniącym dzwonkiem do drzwi, a co podobało mi się najbardziej – ze sztucznym kominkiem, który nie tylko błyskał ciepłymi barwami, ale również wydawał dźwięki jak prawdziwe płomienie. Bawiłam się nim przez całe święta, a nawet długo, długo po – zapominając o swędzących, okropnych krostach, złym samopoczuciu i ogólnej mizerii choroby. Chyba nic nigdy wcześniej, ani też w latach następnych nie sprawiło mi takiej radości. Domek kochał także mój kot, który – gdy tylko przestawałam się bawić – natychmiast się w nim kładł, burząc moje konstrukcje mebelków dla lalek 🙂 Ten prezent zachowałam, mam nadzieję, że kiedyś będą się nim jeszcze bawić moje córeczki albo bratanice.

  29. W dzieciństwie zawsze marzyłam o dużym, pluszowym misiu, którego mogłabym przytulać i zasypiać z nim w łóżku. Co roku pisałam listy do Mikołaja w, którym opisywałam mu jakie prezenty chcę dostać. Mikołaj był dla mnie hojny, bo każdego roku przez cały czas goszczenia choinki w salonie, co rano znajdywałam pod jej gałązkami przeróżne drobiazgi: słodycze, maskotki, ulubione komiksy i przeróżne zabawki i figurki a nawet sanki i łyżwy. Cieszyłam się z nich bardzo, ale nadal nie było mojego wymarzonego misia. Wigilię spędziliśmy u dziadków. Jeszcze przed kolacją babcia z mamą znikły na dłuższy czas. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, ze po prostu pakowały do bagażnika samochodu wielkiego misia, którego po powrocie z Wigilii znalazłam pod naszą choinką. Od tamtej pory ja i Bartuś- bo tak nazywałam mojego misia, nie rozstawaliśmy się na krok. Miś, który był niemal większy ode mnie spał ze mną, oglądał telewizję siedział przy stole, wychodził do ogrodu. Bartuś był najlepszym prezentem, który mi się zdarzył. Kiedy trochę podrosłam miś nadal siedział na honorowym miejscu w pokoju.
    Ale po ponad 13 lat później Mikołaj znów mnie zaskoczył- tuż przed Wigilią poznałam pewnego chłopaka, który ma na imię Bartek i… który od tamtej pory jest moim drugim misiem do przytulania.

  30. Mój wymarzony prezent co roku przypływał z Kuby, jego zapach roztaczał się po całym pokoju w harmonii z aromatami pieczonego makowca i zupy śliwkowej.
    Teraz wiem, że mój wymarzony prezent był wystany w kolejkach i z trudem zakupiony w odległym o 50 km mieście. Teraz z perspektywy lat patrzę na ten wymarzony prezent i uśmiecham się z sentymentem, w Wigilię po wieczerzy biorę ten pachnący wymarzony prezent niczym subtelną i delikatną porcelanę i upajam się jego zapachem.
    Po chwili czuję jego smak i przenoszę się w chwile dzieciństw, wtedy był stan wojenny i nie wiem jakim cudem moja mama kupiła mi POMARAŃCZĘ.

  31. Najpiękniejszy prezent dostałam dawno temu, uczyłam się wtedy w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Moja klasa zawsze z napięciem czekała na grudzień, bo tweedy odbywało się wielkie losowanie nazwisk wśród uczniów. Na wąskich paskach papieru nasza pani wypisywała nazwiska, każdy z nas podchodził do mikołajkowej czapki i wyciągał jedną karteczkę. Naszym zadaniem było wzajemne przygotowywanie sobie prezentów bożonarodzeniowych. Do samego końca nie było wiadomo, kto komu robił prezent. A później wspólnie z mamą obmyślałam co by tu kupić koleżance (albo koledze), co sprawiłoby mu największą radość i niespodziankę. I wreszcie nadchodził ten wielki dzień, kiedy spod wielkiej choinki każdy z nas wyciągał swój prezent. Ja też byłam zaskoczona, kiedy pani wyczytała moje nazwisko – podeszłam i wzięłam niewielkie zawiniątko w szarym, pogniecionym papierze. Powoli odwijałam papier, aż moim oczom ukazała się zawartość paczuszki: pomarszczone jabłko, stara książka z pożółkłymi kartkami i broszka z czerwonymi kamykami, z których jeden gdzieś dawno wypadł. Nie powiem, byłam na początku rozczarowana, bo przecież zrobiłam komuś taki piękny prezent a w zamian co dostałam? Ale gdy dowiedziałam się, od kogo dostałam tę paczkę, zmieniłam zdanie. Zrobiła ja dla mnie bardzo biedna dziewczynka, sirota wychowywana tylko przez babcię. Zrozumiałam, że ona dała mi wszystko to, na co było ją stać. Jak w tej biblijnej przypowieści o wdowim groszu. I to był właśnie najpiękniejszy, najlepszy prezent, jaki mogłam dostać i nie chodzi wcale o rzeczy materialne. Bo w prezencie gwiazdkowym dostałam cenną lekcję życia: że nie jest ważne jak piękne i drogie przedmioty otrzymamy, ale intencje z jakimi są one wręczane.

  32. Święta..
    Od zawsze kojarzą mi się z zapachem choinki, pierniczków, cynamonu i pomarańczy.
    Jest to dla mnie wyjątkowy czas, kiedy to możemy pomóc innym i w rodzinnym gronie spędzić trochę czasu, którego tak brakuje nam w dniu powszednim.
    Gdy byłam mała nie miałam marzeń dotyczących prezentów, święta to przede wszystkim czas dawania a nie brania. Jednak w okresie szkoły podstawowej wraz z klasą odwiedzaliśmy pobliski Dom Opieki nad niepełnosprawnymi dziećmi, przez okrągły tydzień czasu każdy z nas miał możliwość zaprzyjaźnienia się z jednym chorym dzieckiem. Ja odnalazłam nić porozumienia z jedną chorą dziewczynką, która zwykle nie chciała z nikim rozmawiać, unikała ludzi i stała na uboczu. Mnie jednak w dzień przed świętami udało się wydobyć uśmiech na jej twarzyczkę, za co w podziękowaniu otrzymałam pięknego, własnoręcznie przez nią zrobionego aniołka z masy solnej, który do dnia dzisiejszego wisi w moim pokoju. Kojarzy on mi się z magią świąt, oraz tym, że prezenty, które są dane prosto z serca znaczą wiele więcej, niż każde inne. Ja wywołałam tylko uśmiech na twarzy chorej dziewczynki, a ja sama otrzymałam coś bardziej cennego. Jej podarunek – aniołek czuwa nade mną do dnia dzisiejszego i przypomina mi o niej każdego świątecznego wieczora..

  33. Zobaczyłam aniołka Rosenthala i od razu przypomniała mi się historia z dzieciństwa. I od razu zaznaczam, że choć jest trochę smutna, to nie wymyśliłam jej na potrzeby konkursu… Gdy byłyśmy małe, chodziłyśmy z siostrą do szkoły muzycznej, dlatego w prezencie Gwiazdkowym często dostawałyśmy przedmioty związane z muzyką. Jednym z takich prezentów były aniołki Rosenthal grające na instrumentach. Ja grałam na wiolonczeli, więc dostałam aniołka z wiolonczelą, a moja siostra grała na fortepianie, ale dostała aniołka z harfą, ponieważ aniołków z fortepianem nie było. I może nie byłoby w tej historii nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kilka lat temu musiałyśmy aniołki sprzedać, ponieważ znalazłysmy się z rodzicami w trudnej sytuacji, w której „każdy grosz się liczył”. Oczywiście aniołki nie były jedyną sprzedaną rzeczą, jednak to było coś osobistego, to był prezent z dzieciństwa, wspomnienie lepszych czasów… niby mała rzecz, ale byłam w jakiś sposób do niej przywiązana. Moja siostra nie przeżywała tego aż tak jak ja, może dlatego, że była starsza – jednak podsumowując, obdywie chciałyśmy pomóc rodzicom – i pomogłyśmy 🙂 dla mnie niesamowite jest to, że znów mam szansę dostać takiego aniołka na Gwiazdkę – jest tyle różnych pięknych przedmiotów z porcelany, a do wygrania jest właśnie on! Nawet jeśli nie wygram w konkursie, uznam samą okazję do znalezienia ponownie tego aniołka za dobry znak. Pozdrawiam serdecznie 🙂

  34. Kiedy byłam mała Tata kupował mi gazetę „Ja, Ty i My” i tam razem przeczytaliśmy o Świętym Mikołaju, który mieszka na kole podbiegunowym. Spytałam Taty, czy mogę do niego wysłać list z życzeniami, co bym chciała dostać pod choinkę. Napisałam list z pomocą Rodziców i razem z Tatą poszliśmy na pocztę i razem wrzuciliśmy go do skrzynki.
    Po kilku tygodniach zupełnie zapomniałam o liście do Świętego Mikołaja, coś tak czułam że to nie do końca prawda, bo jak jeden Mikołaj może pamiętać jednocześnie o mnie i moich kuzynkach zagranicą… Pod choinką oczywiście nie znalazłam wymarzonych prezentów, więc byłam trochę rozczarowana (w końcu mu napisałam co chciałam).
    Jakie było moje zdumienie, gdy po roku otrzymałam 2 (dwa!) listy od Świętego MIkołaja! Oba zaadresowane do mnie, jeden po angielsku, a drugi po niemiecku. Okazało się, że rok wcześniej za późno do niego napisałam i nie zdążył mi odpisać! Napisał, co u niego słychać, o elfach pakujących paczki, refinferach trenujacych przed gwiazdką… Napisał też, że jest wiecej potrzebujących dzieci, które nie mają podstawowych rzeczy do zabawy, więc najpierw one dostaną prezenty, ale żebym sie nie martwiła, bo o mnie też pamięta! Nosiłam te dwa listy ze sobą chyba z miesiąc, jak najważniejsze skarby. Trzymałam je potem jeszcze wiele lat, najpierw wierząc w istnienie Świętego Mikołaja, a potem trzymając je jako pamiatkę. Po kilku latach potrafiłam już sama przeczytać co napisał i nawet zrozumieć to w obcych językach.
    To był jeden z najlepszych prezentów, jakie dostałam! Nie byl wymarzony, ale bardzo mnie ucieszył i na kilka lat podtrzymał wiarę w Świetego Mikołaja i jego prezenty, a dla kilkulatki to miało ogromne znaczenie.
    Wesołych Świąt! Ho ho ho!

  35. Czas mojego dzieciństwa przypadł na lata 80-te ubiegłego wieku. Wtedy nie można było kupić w sklepie zbyt wielu ciekawych zabawek 🙁 Tylko wizyty i oglądanie półek sklepowych w Pewexie wskazywało, że jest gdzieś inny, odległy świat z fantastycznymi i kolorowymi zabawkami. Ach, i ten specyficzny jak na tamte czasy zapach panujący w sklepie, coś jakby połączenie kawy, słodyczy… Coś niesamowitego 🙂

    Sięgam pamięcią do lat dzieciństwa i prezentów gwiazdkowych, które otrzymywałem… Pierwsze skojarzenie, które zawsze będzie mi towarzyszyło to KOLEJKA – taki zestaw: lokomotywa, wagoniki i tory. Każdy z nas widział coś podobnego w swoim życiu 🙂 To nie było byle co, tylko kolejka z serii „TT” produkowana w NRD (nie mylić z RFN 😉 ). Jak na nasze warunki, była to zabawka (również dorośli bawili się nią z chęcią) niesamowita, w której wagoniki, lokomotywy i inne elementy były wyprodukowane z zachowaniem najwyższej staranności i z zasadą maksymalnego odwzorowania wszystkich szczegółów. Wystarczyło porównać ją do zabawek produkowanych w PRL, aby wiedzieć o czym mowa 🙂 A że lubiłem bardzo podróżować z rodzicami pociągami (nie mieliśmy samochodu), tym bardziej kolejka przypadła mi od razu do gustu! To nie koniec całej historii… Po raz pierwszy otrzymałem kolejkę z kilkoma wagonikami na gwiazdkę, nie pamiętam ile miałem wtedy lat. To był najwspanialszy i najlepszy prezent jaki mogłem sobie tylko wymarzyć. Niestety ciocia nadepnęła na jeden wagonik i złamała w nim zaczep. Byłem zły i smutny, stała się rzecz straszna! Pomimo tego, starałem się nie dać po sobie znać i nie powiedzieć nic przykrego. Do dzisiaj pamiętam jednak cioci tą „wielką krzywdę”.

    Idźmy dalej… Co ciekawe, przez kilka kolejnych lat znajdowałem pod choinką na gwiazdkę kolejne wagoniki, rozjazdy kolejowe i inne elementy. Również podobne prezenty otrzymywałem na inne ważne święta, jak urodziny. Dziwne? Niekoniecznie. Wtedy nie zastanawiałem się nad tym, a cieszyłem się bardzo z powiększanego stale stanu posiadania wagoników, z których każdy był inny. Po latach zapytałem mamę, jak to właściwie się stało, że dostawałem ciągle wagoniki? Okazało się, że rodzice kosztem licznych wyrzeczeń, za jakąś dużą sumę pieniędzy kupili używaną już kolejkę. Dlatego, że było to faktycznie duże wyzwanie ekonomiczne dla budżetu domowego, rodzice postanowili, że będą mieli teraz pomysł na prezent dla syna na długi czas, w tym na kilka gwiazdek po kolei 🙂 Oprócz ciepłych wspomnień „kolejkowych”, które do dzisiaj mi towarzyszą pozostało mi również zainteresowanie koleją – tą prawdziwą. Okazało się więc, że ten prezent gwiazdkowy miał także duży walor edukacyjny i wychowawczy.

    Kolejkę mam do dzisiaj. Jest schowana gdzieś w kartonie. Kiedyś pokażę ją na pewno swojemu synkowi, na razie jest jeszcze za mały. Nie wiem czy to będzie zabawka wymarzona dla niego? Zobaczymy… Wszystko się jednak bardzo zmieniło w porównaniu do lat 80-tych XX wieku. Dzisiaj zabawki nie mają już tak wielkiej wartości jak kiedyś. Dlatego nie będę miał pretensji, jeśli synek powie, że woli monstery, roboty i wiedźmy od nudnej kolejki 😉 Tato za to z chęcią ponownie pobawi się kolejką. Wszakże w każdym mężczyźnie jest coś z małego chłopca 🙂

    Życzę wszystkim Wesołych Świąt i spełnienia marzeń w Nowym Roku!

  36. Kiedy byłam małym szkrabem przyjaźniłam się z serialowym, niepokornym „Alfem” i marzyło mi się, żeby tak kiedyś zawitał do mojego domku… Z dziecięcą niewinnością chciałam przytulać go troskliwie do skroni. Marzyło mi się, by był moim towarzyszem radostek, smutków i beztroskich zabaw. Wierzyłam, że na dobranoc będzie mi nucił najcudniejsze kołysanki, kiedy już księżyc będzie mrugał na znak, że pora już grzecznie spać, a gwiazdki zjeżdżają ślizgawką z nieba. Zawsze mnie rozbawiał, a ja chciałam wtulić się w jego futerko i pomagać mu „terroryzować kocurka”. Wiedziałam, że z nim nie będzie nudno!;) Niestety Mikołaj błędnie zinterpretował prośbę i otrzymałam „Pajacyka”. Krótki tułów, ręce praktycznie opadające do samej podłogi i zwinne, długie nogi, zabawnie się plączące oraz grymas nieustannego szczęścia, wymalowany na jego uroczej buźce… Na czubku głowy widniała mieniąca się kolorami tęczy czapka w kratkę. Mimo, że nigdy nie przywędrował do mnie „Alf” to „Pajacyk” stał się najfajniejszym towarzyszem dziecięcych przygód. Zawsze był tuż obok. Czas nam szybko wciąż przemijał i los grał wtedy wesołe melodie. „Pajacyk” był moim aniołem stróżem, nie opuszczał mnie na krok. Wspólnie oglądaliśmy bajki, ścigaliśmy wiatr, śpiewaliśmy „Puszka okruszka”, bawiliśmy się w chowanego i co najistotniejsze razem poznawaliśmy tajemnice tego dziwnego świata… Był zwyczajnie niezastąpionym przyjacielem, któremu można było szeptać swoje tajemnice do ucha.

  37. Z racji że jestem już trochę starszym rocznikiem, za moich czasów nie było aż tylu pięknych zabawek, do tego tak łatwo dostępnych, więc maluch cieszył się z czegokolwiek. Zabawka która najbardziej utkwiła mi w pamięci to plastikowy różowy młotek! Dostałam go w komplecie z innymi narzędziami; nie sądzę żeby ten kto wybierał mi zabawkę , przywiązywał do wagi jej edukacji, czy innych aspektów szczególną wagę; po prostu jeśli coś było nowe i kolorowe to dziecko i tak się z tego cieszyło. Wracając do młotka, byłam przeszczęśliwa z jego posiadania. mój tata był stolarzem, a ja uwielbiałam spędzać z nim czas w warsztacie i udawać że pomagam; teraz miałam czym przybijać deski (oczywiście na niby) ; tata był dla mnie w końcu autorytetem i mimo że byłam dziewczynką , zawsze chciałam być taka jak on. Nie rozstawałam się z nim na krok, a rodzice zaczęli mówić że jak dorosnę to chyba odziedziczę interes 😀 To zabawka która na zawsze zostanie w mojej pamięci , mały różowy plastikowy młoteczek. Jak to mówią , mała rzecz a cieszy 🙂 zresztą może dzięki tej zabawce i chwilach spędzonych na przybijaniu desek odnalazłam swoją pasje i zostałam architektem , kto wie 😀

  38. Drewniane sanki! Dwa dziesięciolecia temu zima była Zimą, śniegu na święta było po pas (albo po pompon, jeśli było się krasnoludkiem w wieku ledwo szkolnym), a sanki… a sanki były drewniane, z oparciem i podbitymi metalem płozami, i jeździły jak marzenie 🙂

  39. Kochani, przed moimi oczami wibrują płatki śniegu, a treść komentarzy niesie z sobą tyle ciepła, że czuję niemal woń igieł i blask płomieni unoszących się wprost z kominka. Być może zabrzmi to niewiarygodnie, ale nie pamiętam moich marzeń gwiazdkowych dot. prezentów. Pamiętam za to uśmiechnięte twarze Rodziców i Babci oraz dom pachnący cynamonem i pomarańczami..

  40. Kiedy byłam dzieckiem, nikt nie myślał jeszcze o kolorowych kucykach Pony, lalkach Barbie czy gadającym Furby. W listach do Mikołaja, przyklejanych na szybę, prosiłyśmy z siostrami o kręcący się bączek, grę Piotruś czy szmacianą lalkę. Czasem jeszcze o czekoladę lub kolorowy notesik. Którejś zimy nie poprosiłyśmy jednak Świętego o żadną zabawkę. Chciałyśmy dostać… domek na drzewie! Napisałyśmy list wspólnie, wszystkie razem, że to jedyne, co chcemy. Drewniany domek w ogrodzie.
    Ale byłyśmy rozczarowane, gdy wybiegłyśmy w święta przed dom, a domku jak nie było, tak nie było. Za to pod poduszką znalazłyśmy jakieś niespodzianki.
    A jednak!
    Wystarczyło poczekać, aż roztopią się śniegi, a tato z sąsiadem przynieśli deski i taki mini-domek nam zbudowali.
    Tato zyskał w naszych oczach, a na Mikołaja trochę się obraziłyśmy 😉

  41. Najpiękniejszy prezent gwiazdkowy, który otrzymałam, to mały aniołek ze świątecznej kolekcji Rosenthal. Prezent ten otrzymałam kilka lat temu (chyba 5 lat temu) od mojego szefa. Zupełnie nie spodziewałam się żadnego prezentu, a tu….. widzę malutkie, pięknie zapakowane pudełeczko. Otwieram….widzę pudełeczko Rosenthal….moje serce mocno bije, jestem cała podekscytowana, gdyż uwielbiam tę markę. Myślę…filiżanka….otwieram nerwowo, ale powoli, ręce mi się trzęsą…..i nagle pojawia się piękny, mały aniołek ze świątecznej kolekcji Rosenthal. To ponadczasowy, prześliczny prezent, który zawsze mi przypomina mojego najlepszego już niestety byłego szefa.
    Pozdrawiam
    Aneta

  42. Dawno, dawno temu, kiedy byłam mała, w sklepach panowały pustki, a zdobycie cytrusów i kawy było wyczynem na miarę ukończenia maratonu marzyłam o …. Klockach Lego . Tak… Banalne… Ale one były takie cudowne i tak dla nas niedostępne… Ale jedna z koleżanek miała rodzinę za granicą i w jej pokoiku stało wielkie miasto Lego. Gdy przychodziłam do niej byłam jak zaczarowana… Tyle możliwości. Tyle pomysłów. Marzyłam też jak każda dziewczynka o Lalce Barbie. Nigdy jej nie dostałam – z tych samych powodów co Lego.
    Natomiast najpiękniejszy prezent dostałam chyba jak miałam 5 czy 6 lat. Narysowałam wtedy list do Mikołaja. Prosiłam o dużą chodzącą lalkę w niebieskim sweterku i mebelki dla lalek. Mikołaj chyba jakoś nie tak zinterpretował mój list, bo dostałam małą laleczkę, śliczne mebelki ( które przetrwały bez uszczerbku zabawy moje i dzieci mojej kuzynki i aż żałuję, ze chyba bezpowrotnie gdzieś zniknęły, a teraz w sklepach dostępne są najczęściej kiczowate plastiki) i niebieski sweterek dla mnie. To właśnie był mój najlepszy prezent i mimo problemów komunikacyjnych z Mikołajem – cieszyłam się ogromnie. Teraz doceniam go tym bardziej, bo wiem, że zakupienie takich cudów na początku lat 80-tych nie było proste. A oprócz tego dostałam wtedy 3 cytryny, wyrób ala czekolada i spinki do włosów…

  43. Mój najlepszy prezent. To ten z 86 roku. Grudzień był fatalny. Byłam w drugiej klasie podstawówki, kiedy zawalił się mój mały bezpieczny świat. Najpierw na początku grudnia do szpitala z zawałem serca trafiła moja mama. 2 tygodnie później – mój tata. Zostałam sama…Ale nie sama – tylko z gronem życzliwych sąsiadów. Którzy zajęli się mną jak mogli. Jedni zajmowali się żywieniem, U sąsiadki z góry – nocowałam. Jeszcze inni – dbali o szkołę, odrabianie lekcji. Święta spędziłam u sąsiadów. Dostałam od nich jakieś mini upominki. (jak je zdobyli w tak krótkim czasie?) Ale największym prezentem była właśnie ta pomoc i bezinteresowna życzliwość. Od tamtego grudnia moja Rodzina powiększyła się o kilka Cioć i Wujków 🙂
    A kolejny prezent – dostałam 31.12 – do domu wróciła Mama. A kilka tygodni później Tato.

  44. Wymarzony prezent gwiazdkowy to taki by wszyscy znowu zasiedli do wigilijnego stołu. Marzenie nie do spełnienia bo wielu już przy tym stole nigdy nie zasiądzie. Pierogi lepione z babcią, ubieranie choinki z dziadkiem. Wspólne kolędowanie i ta niezapomniana magia świąt. Magia, która przepełniała moje serce przez cały okres oczekiwania na ten jeden wyjątkowy wieczór i święta jako dopełnienie. Rodzina to moc. Doceniajmy naszych bliskich póki są jeszcze z nami.

  45. Nie wiem, czy dziś dzieci potrafią TAK BARDZO chcieć, jak my chcieliśmy kiedyś… Siermiężne lata osiemdziesiąte, a ja z nosem w chmurach marzyłam o lalce. Nie Barbie, takich wówczas nie widywałam, moja wymarzona lalka była „siostrą” Barbie i nazywała się Fleur, czyli popularnie „flerka”. Każda z koleżanek w klasie miała już swoją flerkę, tylko nie ja… Gdy nadszedł wigilijny wieczór, wyjątkowo nie mogłam się skupić. Ani lśnienie choinki, ani ukochane babcine uszka, ani nawet śpiewanie kolęd nie robiło na mnie wrażenia. Czekałam na Nią 😉 Jakież było moje rozczarowanie, gdy nie znalazłam pod choinką wymarzonej lalki. Skończyło się temperaturą prawie 40 stopni, rozstrojem żołądka i zapowiedzią długiego, wyczerpującego płaczu w poduszkę. Jednak, zanim uroniłam pierwszą łzę, na kołdrze pojawiła się Ona! Moja wymarzona, wyczekana… Okazało się, że Mamusia trzymała lalkę na moje urodziny (wypadają kilkanaście dni później) i nie sądziła, że tak mocno przeżyję jej brak! Jednak nie mogła patrzeć, jak „cierpię”…
    Od tamtej pory flerka i ja byłyśmy nierozłączne. Prezentu na urodziny już nie dostałam, ale nie miało to dla mnie ŻADNEGO znaczenia 🙂 Marzenie się spełniło, choć „podchoinka” zmieniła się w poduchę 😉

  46. Na Gwiazdkę robiliśmy sobie psikusy często albo do prezentów dołączone były śmieszne wierszyki. Kiedyś otwierałam taki prezent, do którego dołączona była adnotacja, że w środku znajduje się moja wymarzona książka. To były lata 90-te rynek wydawniczy dopiero się rozkręcał i każda perełka była długo wyczekiwana. Pamiętam, że otwarłam prezent przeglądnęłam książki, a było ich tam z pięć i… nie znalazłam jej. Ponoć tak mi zrzedła mina, że rodzice nie mogli wytrzymać. Mama zaproponowała, bym oglądnęła dokładniej sukienkę, która też była zapakowana z książkami. Ja od niechcenia nie chcąc jej zrobić przykrości, rozwinęłam ją. Moja wymarzona książka – Mercedes Lackey „Prawo miecza” – wypadła na kolana. Rodzice się uśmiali, a ja rozpłakałam. Książka była super, ale to ile pomysłu w to włożyli moi bliscy było najważniejsze.

Leave a Reply to rosenthalblogCancel reply

Discover more from Rosenthal blog.

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading