Tam, gdzie ptaki śpiewają nocą…
Dawniej nie było ich tu wcale. Umiejscowiły się na sąsiednim, zalesionym wzgórzu. Tak jak ona trafiły tu przez przypadek. Mówi, że najpiękniej śpiewają o trzeciej nad ranem, kiedy ona pracuje. Wtedy szerzej otwiera okno i maluje. Kocham zwierzęta, sztukę i włoskie słońce. Czerpie z nich inspirację i energię… Rosina Wachtmeister.
60kilometrów od Rzymu, w małym malowniczym miasteczku, jakich wiele we Włoszech, mieszka Rosina – artystka, miłośniczka zwierząt i kobieta i wielkim sercu. Żyje i tworzy, jak lubi, z dala od tętniącego życiem Wiecznego Miasta. Kiedy przechadzamy się wąskimi uliczkami Capeny, wyczuwa się jej wewnętrzny spokój. Spokój charakterystyczny dla ludzi, którzy znaleźli swoje miejsca na Ziemi. Zwierzęta i sztuka są pasją, której poświęca cały swój wolny czas. Dzień zwykle zaczyna od nakarmienia wszystkich podopiecznych, począwszy od ptaków, tych po drugiej stronie wzgórza, poprzez koty, psy i … pelikany. Na pierwszy rzut oka trudne do rozróżnienia dla przybyłych gości, żywo reagują, gdy wzywa je nadanymi imionami. Odnoszę wrażenie, że wszystkie zwierzęta w tym mieście należą do niej. W nich także wyczuwa się ten promieniujący zewsząd spokój.
„Trafiłam tu przypadkiem. Mój kolega, także artysta, pewnego dnia, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Rzymie, oświadczył, że kupił tanio dom w okolicy. Przyjechałam, też kupiłam i tak już zostało.”
We Włoszech znalazła się przeszło czterdzieści lat temu dzięki mężowi. Jak twierdzi, wtedy ją nie fascynowały. Zrobiła to dla niego, widząc jak bardzo tęskni za krajem. Poznali się w Brazylii, w której studiowała sztukę i stawiała pierwsze kroki jako artystka. Kiedy przenieśli się do Rzymu, nikomu nieznana, zaczynała od malowania i sprzedawania obrazków na Piazza Navona. Nie była tam zbyt szczęśliwa. Czas mijał, a jej wydawało się, że wciąż stoi w miejscu. Pocieszeniem były częste wyjazdy do rodzinnej Austrii, gdzie do dzisiaj mieszka spora część jej przyjaciół i bliskich. W Rzymie, pomimo urody miasta i stałego obcowania ze sztuką, brakowało jej spokoju i natury. Rzesze turystów i zatłoczone ulice nie pozwalały jej skoncentrować się. Ciążyło też jej ciągłe oczekiwanie na „bycie przez kogoś odkrytym”, które towarzyszyło całej zaprzyjaźnionej grupie artystów. Z trudnym do wymówienia nazwiskiem Wachtmeister wydawało się to jeszcze mniej prawdopodobne. Postanowiła się przenieść. Okazja pojawiła się dość szybko, kiedy przyjaciel kupił w pobliskiej Capenie dom za 400$. Niedowierzając w tak niską cenę, przyjechała to sprawdzić i sama kupiła tanio nieruchomość.
„Wielu przyjaciół-artystów tak zrobiło. Na początku mieszkańców i proboszcza oburzał nasz inny styl życia. Potem przywykli i pozwolili nam się ‘zakorzenić’”.
Nie starała się dostosować do małomiasteczkowej atmosfery Capeny. Jak określali sąsiedzi – dziwacznie urządziła swój dom, malowała, nie chodziła do kościoła, rozwiodła się. Wspólnie z drugim mężem, którego poznała w miasteczku, wychowała córki. Stworzyła swój własny świat, który pozwalał na bycie sobą do końca. Pełna energii, wciąż realizowała nowe pomysły. Prawie na każdym kroku widać ślady jej działań. Wspólnie ze starszą córką, także artystką, otworzyły niezwykła tawernę, maleńki sklep z upominkami i kantynę. Wszystko w tęczowych, żywych kolorach i „z charakterem”. Aż trudno uwierzyć, że w tym w miasteczku, które odwiedza tak niewielu turystów , znajdują się takie magiczne miejsca. Zatrudnia wszystkich członków najbliższej rodziny – córkę, zięcia i wnuki. Wspólnymi siłami urządzają wszystko sami, co jak mawia Rosina, nie jest skomplikowane, bo wszyscy -tak jak ona, też są artystami.
„Sztuka wypływa ze mnie nocą. W ciągu dnia nie zastanawiam się nad tym – jest zbyt dużo hałasu i pracy. Nie mam koncepcji ani specjalnych inspiracji. Wystarczy, że siadam przy swoim biurku, zapalam lampkę i wszystko zaczyna się samo układać w jakąś opowieść”
Posiada wyjątkową umiejętność łączenia własnego niepowtarzalnego stylu z urodą śródziemnomorskiego świata. Maluje głównie zwierzęta i krajobrazy. Wszystko w wesołych nasyconych kolorach. Sławę przyniosły jej koty. Tak jak te biegające po domu czy po uliczkach miasta – mają swoje własne imiona: Stella, Serafino, Angelo, Micia. Wszystkie podobne do siebie i zarazem inne. Zarówno te żywe, wylegujące się na kuchennym blacie, jak i te wyczarowane nocą, tajemniczo uśmiechają się do swojej pani. Koty sprawiły, że stała się popularna, najpierw we Włoszech i Austrii, później w innych zakątkach Europy. Kilka lat temu nawiązała współpracę z niemiecką firmą Goebel produkującą figurki. Porcelanowe Stelle i Serafiny zachwyciły miłośników zwierząt na całym świecie. Wciąż próbuje czegoś nowego. Jak sama przyznaje, najbardziej lubi ilustrować bajki dla dzieci i tomiki poezji. Wystarczy, że przeczyta tekst i natychmiast czuje, jak powinna to namalować. Dawniej, kiedy nie była tak popularna, musiała się liczyć ze zdaniem wydawców, dzisiaj już wie, że sama zrobi to najlepiej i najpiękniej.
„Czuję się bezpieczna i spełniona. Lubię karmić swoje pelikany, chociaż niejednokrotnie muszę je gonić po całym ogrodzie. Potem przysiadam zmęczona na ławce i myślę o zwykłych, codziennych czynnościach i o tym, ile sprawiają mi przyjemności. Wiem, to głupie… powinnam myśleć o czymś ważniejszym . Ale przecież najważniejsze, to znaleźć własne ptaki za swoim oknem.”
Uwielbiam twórczość Rosiny Wachtmeister. Pierwszy raz zetknęłam się z jej twórczością w Wiedniu.
Rosina Wachtmeister jest rzeczywiscie popularna w Austrii, bo tam mieszka i pracuje. Ale jest tez wszechobecna w sasiednich Czechach – na trasie od Vaclavske Namesti do Mostu Karola mozna spotkac jej kotki w kilkunastu ( tak !!! ) galeriach. Jest tez bardzo znana w Niemczech za sprawa Goebela, producenta porcelanowych figurek, wlasciwie to zawdziecza swa popularnosc wlasnie tej firmie.Na ostatnich targach w Paryzu prezentowano kotki zdobione w stylu patchworku – fanastyczne!